Stan zadłużenia Polski wynosi nie 843 miliardy, jak chce nam wmówić rząd, tylko prawie 6 bilionów. Daje to na każdego pracującego Polaka 240 tysięcy złotych i dodatkowo 200 złotych miesięcznie odsetek.

Gdy myślimy o stanie zadłużenia Polski, przypomina się nam licznik długu ustawiony kiedyś na skrzyżowaniu ulic Marszałkowskiej i Alej Jerozolimskich ustawiony - jak na ironię - z inicjatywy Leszka Balcerowica. Piszę "jak na ironię", bo jedną z przyczyn dzisiejszej sytuacji gospodarczej i finansowej Polski (w tym właśnie długu) była polityka prowadzona na początku lat 90. właśnie przez Leszka Balcerowicza. "Licznik długu"pokazuje na dziś kwotę powyżej 843 miliardy złotych. Kwota ta ciągle rośnie. Jesli podzielimy ją na każdego Polaka to okazuje się (licznik pokazuje i to), że każdy z nas ma do spłacenia ponad 22 tysiące złotych. Gdzie tu więc katastrofa?

Po pierwsze w tym, że nie jest to jedyne zadłużenie Polski. Do kwoty 843 miliardów dodać trzeba zadłużenie zagraniczne. Wynosi ono prawie 1,1 biliona złotych (uwzględniając dzisiejszy kurs euro). Mamy więc już prawie 2 biliony złotych. Do tej kwoty dodać trzeba stan zadłużenia systemu emerytalnego. A ten wynosi ponad 3,5 biliona złotych. To oznacza, że całkowite zadłużenie Polski to niecałe 6 bilionów złotych, a nie 843 miliardy. 6 bilionów to kwota zawrotna. Dla porównania: Stany Zjednoczone mają około 30 bilionów dolarów długu, czyli około 90 bilionow złotych. 16 razy więcej niż Polska. Przy czym Stany Zjednoczone stać na ich spłatę, Polskę nie.

"Dług w przeliczeniu na jednego mieszkańca" pokazywany przez licznik to klasyczna manipulacja w stylu Donalda Tuska i Jacka Rostowskiego. Uwzględnia ona wszystkich Polaków, a przecież wiadomo, że emeryci, bezrobotni, dzieci, młodzież, nie spłacają długów, bo nie pracują. Uwzględnianie ich w tym podziale jest więc nonsensem. Uwzględniać trzeba osoby czynne zawodowo, bo to z ich pracy spłącane są długi.

Polska liczy ponad 38 milionów mieszkańców. Z tego około 25 milionów to osoby czynne zawodowo. Podzielmy więc kwotę 6 bilionów złotych przez 25 milionów. Otrzymujemy 240 tysięcy. Taką kwotą obciążył każdego z nas rząd Donalda Tuska, pożyczając na potęgę pieniądze w innych krajach i doprowadzając do ruiny system emerytalny.

I to jednak nie koniec. Kilka tygodni temu jeden z tabloidów podał szokującą informację, że roczne zobowiązania Polski z tytułu odsetek wynoszą 60 miliardów złotych - tyle samo co utrzymanie klasy urzędniczej (pensje, premie i bonusy np. wyjazdy zagraniczne). Podzielmy więc 60 miliardów przez 25 milionów czynnych zawodowo Polaków. Otrzymujemy kwotę 2400 złotych. Czyli 200 złotych miesięcznie.

Przyjmijmy teraz, że aktywność zawodowa w Polsce trwa 40 lat. Dzieląc 240 tysięcy złotych przez 40 lat, otrzymujemy kwotę 6 tysięcy złotych. Tyle rocznie musimy płacić, aby przez 40 lat spłacić długi po Donaldzie Tusku. 6 tysięcy złotych rocznie to 500 złotych miesięcznie. A jeśli do tego dodamy odsetki to otrzymujemy 700 złotych.

700 złotych miesięcznie przez 40 lat, aby spłacić skutki działalności naszej "klasy próżniaczej". Stać Was na taki wydatek???